Kwarantanna to był świetny czas, żeby obejrzeć zaległe filmy, przeczytać zaległe książki, albo pogrzebać w starych zdjęciach. I tak całymi dniami przeglądam różne zdjęcia i filmy, i chyba pierwszy raz uderzył mnie upływ czasu. Jakaś część mnie wciąż ma 25 lat, patrzę na zdjęcia mojego maleńkiego synka, tego samego, który za kilka miesięcy zdaje maturę i zastanawiam się, kiedy to minęło?
Patrzę też na swoje stare zdjęcia – olaboga, czego tam nie ma. Waga w dół, waga w górę. Włosy rude, z pasemkami, z grzywką, długie lub na chłopaka. Uderza mnie, że w żadnej wersji nigdy nie lubiłam siebie. Zawsze coś było nie tak, zawsze było coś do poprawy, do krytyki. Nie ma pewnie jednego momentu w życiu, kiedy zaczęłam tak o sobie myśleć. Krytykowanie to chyba w ogóle jest nasz sport narodowy, długodystansowa sztafeta, niesiona przez kolejne pokolenia.
Aby zmiana zaszła, to przede wszystkim trzeba chcieć się zmienić. Warto sobie zadać pytanie, czy na stówę tego chcesz? Co masz z tego, że siebie krytykujesz? Jakie masz korzyści z wiary w to, że jesteś nie wystarczająco dobra/dobry?
Wiele lat wprawy w chłostaniu siebie jest trudne do odkręcenia.
Zmiana przekonań o samej/samym sobie to długa i wyboista droga.
Ale możliwa i bardzo, bardzo fajna.
illustracja: Lisa Aisato