Przez półtora roku pandemia nie dotknęła mnie za bardzo. Nadal sporo podróżowałam, udokumentowałam/zdobyłam 2 nowe zawody. Zaszczepiłam się, kiedy tylko było to możliwe, noszę maskę, myję ręce. O ironio, covidem zaraziłam się od własnego dziecka, w domu. Żeby nie było – nie polecam chorowania nikomu, ale wróciłam do żywych z poczuciem, że to było po coś.
Dobre było radykalne zatrzymanie. Złapanie dystansu. Wyłączenie się z biegu wielu spraw i tematów, które wydają się być ważne, a potem okazuje się, że wcale takie nie były. Albo, że świat znakomicie sobie radzi bez nas. Dobre było nicnierobienie. Nie pamiętam, kiedy sobie na to pozwoliłam. Dobre było, że przez czas izolacji obejrzałam sporo filmów i przeczytałam kilka książek. Utrata węchu i smaku było świetnym ćwiczeniem mindfullness i odkrywaniem innej rzeczywistości.A już najlepsze było móc znowu wyjść na zewnątrz!